niedziela, 23 października 2011

Mamo ja chce mieć psa...

Jak często rodzice słyszą takie słowa? I jak często ulegają im bez przemyślenia oraz jakie będą skutki tej decyzji?
Większość dzieci chce mieć swojego puchatego przyjaciela, chce się do niego przytulić i bawić. Nie ulegajmy tym prośbą bezmyślnie. Przygotujmy się solidnie na przyjęcie nowego domownika. Kot czy też pies w naszym domu, to nie puchata zabawka, tylko kolejny domownik, któremu należy poświęcić sporo czasu. Jak najlepiej przygotować się na nowego lokatora?
 Oto parę rad:
Proponuje rozpocząć od tego aby zastanowić się, czy ktoś z domowników nie ma stwierdzonej alergii na sierść zwierząt, albo nie reaguje katarem, czy pieczeniem oczu, kiedy znajduje się w towarzystwie zwierząt. Trafiacie przecież na ogłoszenia "...oddam psa (kota) w dobre ręce, moje dziecko ma alergię, jesteśmy zmuszeni oddać zwierzę..." Jeśli to się tak kończy, to jeszcze nie ma tragedii, gorzej jak kochający zatroskany rodzic wywozi pupila za miasto i wyrzuca go z auta, bo przecież dobrzy ludzie i tak go znajdą i się nim zaopiekują.
Kiedy jesteśmy pewni, ze względy zdrowotne nie stanowią przeszkody, zastanówmy się jaki jest rozkład naszego dnia? Kiedy i kto przebywa w domu, czy zapewnimy zwierzęciu spacery, czy poświecimy mu odpowiednio dużo czasu. Zastanówmy się czy chcemy psa, czy też kota, który nie wymaga wychodzenia na spacery i zostanie chętnie sam w domu i nie zje najnowszej pary naszych butów.
Jesli i to juz ustaliliśmy, czas zastanowić się czy ratujemy życie zwierzakowi ze schroniska, czy chcemy cieszyć się figlami szczeniaka. Czy decydujemy się na pieska wielorasowego czy tez odpowiada nam konkretny typ.
Zachęcam o poczytaniu o wybranej przez nas rasie, jakie zwierze ma cechy charakteru? Jakie jest pochodzenie tej rasy, do czego była przeznaczona? Ile wymaga ruchu i czy wymaga zdecydowanego prowadzenia, czy też można rozpieszczać psiaka. jak bardzo nam urośnie. Na jakie schorzenia cierpi najczęściej ta rasa? Jaka powinna być pielęgnacja i codzienna dawka ruchu.
Informacji tych szukamy w gronie rodzinnym, angażujemy dziecko do brania udziału w dyskusji dotyczącej wyboru zwierzaka. Będzie miało ono od razu świadomość, że to nie zabawka, która można odłożyć na półkę jak się nam znudzi.
Kiedy dokonamy już konkretnego wyboru, będziemy pewni, że wszyscy domownicy chcą tego w równym stopniu i każdy podejmie się później opieki nad pupilem.
Następnym razem napiszę , jak wybrać dobrą hodowlę i jak przygotować dom na przybycie nowego członka rodziny.

piątek, 9 września 2011

Epizod odchodowy:)

Z pamiętnika babci feministki: ).......

Jak każdego słonecznego  przedpołudnia babcia postanowiła pójść na spacer, takie małe dotlenianie, które pozwoli na lepszy obieg krwi w zwężonych miażdżycą żyłach.
Wybrała się do pobliskiego parku, posiedzieć na swojej ulubionej ławeczce. Wiosna była już w pełni. Park pięknie się zazielenił. Kwitnące w nim azalie
i forsycje sprawiały, że wokół unosiła się woń nieco oszałamiająca zmysły.
Rzeczona już ławeczka stała wolna i zapraszała przechodnia do spoczynku. Nasza staruszka dotarła powoli do swojego ulubionego miejsca. Zawiesiła starannie na oparciu swoja bogato rzeźbioną laseczkę , oraz sprawdziła czy aby ławka sucha i czysta. Rozsiadła się wygodnie, ciesząc oczy pięknem soczystej zieleni i wdychając głęboko(w nieco lepszym stanie niż
w centrum miasta , ciut mniej skażone) powietrze. Już od lat uwielbiała to miejsce z dala od ogródka zabaw , z dala od ścieżek rowerowych. Rzadko zdarzało się ,ze ktoś zapuszczał się w tą część parku. Babcia uwielbiała swobodę. Nawet jeśli czasami naszła ja chęć (czy raczej konieczność....bo wiek już zaawansowany) na uwolnienie zalegającego w kiszkach powietrza, mogła być spokojna, ze nie wprawi  tym siebie ani innego przypadkowego wolnego słuchacza  w zakłopotanie .
Taki dzień sprzyja wspomnieniom. Przymknęła oczy i już planowała jaki fragment swojego życia poddać szczegółowej analizie, gdy nagle z pobliskich krzaków doszły do jej uszu dziwne odgłosy. Jakby chichot, jakieś dziwne westchnienia. Wytężyła swoje nadwątlone już zmysły i usłyszała wyraźnie:
-          Jasiu... czy jesteś pewien, że z tego nie będzie dziecka? -odezwał się cichy dziewczęcy głosik
Babcia zamarła,  jej wyobraźnia natychmiast zaczęła malować dziwne obrazy...
-          Kasiu... ja tylko całuję Cię w usta. – odpowiedział uspokajająco Jaś
Hm.... co robić ? przeszło przez siwą głowę. Ale ostatecznie jestem u siebie ...zostaję , niech oni sobie pójdą.
Jej myśli potoczyły się jednak innym torem. .....-Ach te dziewczęta , żadnego szacunku do własnej osoby...
         Nasza staruszka przyszła na świat z końcem drugiej dekady ubiegłego wieku. W rodzinie , można rzec dobrze sytuowanej. Ojciec bardzo dobry lekarz, który otaczał opieką tylko mocno zamożne ciała. Mama oczywiście dbała
o ciepło domowego ogniska. Taka współczesna kapłanka bogini Westy, która nie pozwoli aby ten płomień przygasł choć na chwilę.
Teodora, bo takie imię wybrano naszej staruszce (zanim jeszcze przybrała
w leciech , rzecz jasna) ukończyła najlepszą szkołę dla panienek. Jej francuski był perfekcyjny. Ręce zręcznie wykonywały przepiękne  serwety a misterny haft angielski był jej największym osiągnięciem.
Co rzecz oczywista nie do końca sprawiało jej satysfakcje , ale za to  napełniało dumą jej rodziców. Teodora jednak pragnęła żyć życiem aktywnym, jak jej ojciec. Mierził ją scenariusz życia ówczesnych kobiet, nudny i powielany wielokrotnie.
I tak nasza babcia została feministką, kobietą aktywną , wyzwoloną. U której  wzrost zaangażowania w życie zawodowe , odbywał się wprost proporcjonalnie do spadku szacunku dla męskiej części społeczeństwa.
....Znów cichy jęk wyrwał ja z  rozważań...Najwyraźniej Kasia i Jasio przedzierali się przez kolejne etapy zażyłości.....
...- A to bestia...pomyślała ... wykorzysta tę niebogę i rzuci ani chybi na pożarcie innym...
Jej własne układy męsko – damskie, były jasno określone i bardzo nowatorskie jak na ówczesną epokę. Założyła sobie nie zaznać zniewalającego uczucia miłości i dotrzymała słowa. Złamała pewnie z tuzin męskich serc , ale nie zmiękła.
W młodości była piękną , aktywną , bardzo profesjonalną,  panią doktor. Praca rekompensowała jej brak rodziny i stałego mężczyzny u swego boku.
....znowu chichot i jakiś dziwny okrzyk zachwytu...- jakby Jasio odkrył coś czego dotąd jeszcze nie widział.
...-O naiwności ludzka! – gdyby to dziewcze było moja córką wiedziałoby jak zachować się w takiej sytuacji...w babci zaczęła burzyć się krew.
Przez mózg Teodory zaczęły przemykać coraz natarczywiej myśli. Poczuła dziwne uczucie żalu. Właściwie nie ma teraz nikogo. Tylko wspomnienia ze swojego walecznego , niosącego szowinistyczne przesłanki życia. Nigdy nie przeżyła niczego spontanicznego , pełnego szaleńczych uczuć. W obawie przed tym, ze jakiś facet ograniczy jej wolność. Zaciągnie ją do wykonywania dziwnych prac, zrobi z niej kochankę, matkę , niańkę i służącą w jednej osobie. Zrezygnowała świadomie również z tej cieplejszej strony związków, wybrała wolność. Ogarniał ją coraz większy smutek.
...-Jak pięknie byłoby na łonie natury, zagłębiać się w tajniki męskiej anatomii , zamiast poznawać ją z książek. Zmarnowała swoje życie, było jej już tak przykro , zaczęła żałować, że  w ogóle wyszła z domu. Te coraz bardziej destrukcyjne rozważania przerwał nagle szelest krzaków. Odruchowo odwróciła głowę w tamtą stronę. Z zarośli wyłoniła się, niby nic para młodych ludzi, mogli mieć najwyżej po 17 lat. Oboje z wypiekami na twarzach i lekko zamglonymi oczętami, trzymali się mocno za ręce i  z wysoko podniesionymi głowami , dumni z tego co właśnie zrobili , szli alejką w stronę staruszki. Teodorze napłynęły łzy do oczu.
...-Jacy szczęśliwi  - w życiu tak nie wyglądałam – uświadomiła to sobie babunia i serce chciało jej pęknąć.
 Młodzi właśnie ją minęli , nie mając pojęcia ,ze stali się przyczyna smutku tej sympatycznej staruszki. Babcia powiodła za nimi wzrokiem. Nagle na twarzy staruszki pojawił się szelmowski uśmiech.
...-W życiu tak nie wyglądałam...powtórzyła w myślach kolejny raz zdanie
- I może lepiej  - dodała głośno.
Młodzi mijając Teodorę zostawili za sobą dość specyficzną woń. Na jeansowej kurtce chłopca i kawałku krótkiej spódniczki Kasi , widniała pieczołowicie wtarta w splot materiału ..świeża psia kupa.
Staruszka zdecydowanie w lepszym nastroju, rozejrzała się za swoją laseczką. Uniosła się szybciej i sprawniej niż zwykle. Z uśmiechem na ustach , poszła
w stronę swojego przytulnego mieszkanka. Pełna pewności ,ze jej styl życia uchronił ją jednak od wielu upokorzeń. : )
nescaler



Czy mój pies pokocha kota?

 Kiedy planujemy stać się właścicielami zwierzaka powinniśmy się do tego przygotować. Miałam sukę owczarka niemieckiego, kiedy zapragnęłam kota. Moja  sunia była zajadłą przeciwniczką tego gatunku i ścigała na drzewo każdego napotkanego na spacerze kociaka. Chciałam aby kocię było bezpieczne, po długich wędrówkach przez Internet wybór padł na Main coona. Zakochałam się w tej rasie, jednak moja czworonożna przyjaciółka nie podzielała mojego zdania. Larry (trzymiesięczny maluch) trafił do nas 6 grudnia . Zaczęło się, całkowita izolacja. Nowy lokator zajął kuchnie, stara domowniczka resztę pomieszczeń. Trwało to dokładnie miesiąc zanim postanowili się tolerować i spokojnie patrzeć sobie w oczy. Kiedyś napiszę jak postępowałam, aby ich w sobie rozkochać. Spali razem, jedli z jednej miski:) Kiedy sunia odchodziła zmożona odkleszczowym zakażeniem krwi, Larry pocałował ja na pożegnanie i przytulił łebek do jej pyska. Tak zasnęła na wieki. Samotność tak nam wszystkim doskwierała, ze niebawem pojawiła się kolejna suczka owczarka niemieckiego. Tym razem obyło się bez ekscesów. Larry od razu zaakceptował szczeniaka. Teraz całkiem już dorośli oboje, kochają się i żyć bez siebie nie mogą. Jedno wtula mi się w nogi, drugie słucha bicia mojego serca. Nic tak nie odpręża jak ich bliskość:)
nescaler

TAK TO SIE ZACZĘŁO

        Mała czarna sunia biega po ulicach miasta nerwowo szukając spokojnego miejsca. Ostatkiem sił wpada do parku uciekając przed zgiełkiem ulicznym, mnóstwem ludzi i pojazdów. Dociera do małej łąki, na której
w zaciszu krzewów znajduje miejsce dla siebie. Jest zmarznięta, głodna, już sama nie pamięta, kiedy ostatnio spała. W pamięci dobrze utkwił jej skowyt maltretowanych psów i przerażające wycie głodnych zwierząt.
Nie miała pojęcia, kiedy usnęła i jak długo męczyły ją koszmary. Obudziło ją radosne szczekanie. Bardzo ostrożnie wczołgała się głębiej w zarośla, ale ciekawość wzięła górę i zaczęła z zainteresowaniem podglądać, co takiego się dzieje, bezwiednie aczkolwiek przyjacielsko, machając ogonkiem. Po soczysto zielonej, ubranej w miliony żółto kwitnących mleczy, łące biegała duża suka owczarka niemieckiego. Jej boki wypełnione były jedzeniem a sierść lśniła zdrowo w promieniach kwietniowego słońca. Biegała radośnie i wcale, ale to wcale nie bała się Pani, która rzucała jej patyki. Widać było na pierwszy rzut oka, że rozumiały się obie doskonale i zdawały się bawić cudownie. Dla małej Znajdy, bo tak do niej zwracano się jak jeszcze przebywała wśród ludzi, widok na łące był wielkim zaskoczeniem. Nie wiedzieć, kiedy wysunęła się
z zarośli, stając się widzialna dla wszystkich i przyglądała się bawiącym, przechylając rozkosznie łebek. Paris, bo tak wabiła się biegająca piękność, zaprzestała zabawy i z zainteresowaniem zerknęła na intruza. Normalnie rzuciłaby się w jej stronę wściekle ujadając, jednak w tej małej istotce było coś takiego smutnego, co nie pozwoliło jej na przepędzenie obcej. Podeszła ostrożnie do małej:
- gdzie Twój właściciel? Zapytała…..Zgubiłaś się? Szukaj go szybko zanim zaczniesz biegać z przerażeniem.
- Nie mam nikogo – odpowiedziała dzielnie Znajda, choć trochę bała się dwa razy większej od niej wilczycy
-  Skąd się tutaj właściwie wzięłaś? Bez obroży i bez śladów smyczy, uciekłaś z domu? – Paris mówiła głośno i wyraźnie w jej słowach, mała słyszała zdziwienie i troskę, zupełnie obce jej uczucie.
- Kiedyś nosiłam łańcuch na szyi, ale od pewnego czasu schował mi się pod sierścią i już nikt nie przykuwał mnie do budy.
Paris podeszła bliżej i jej migdałowym oczom ukazał się żałosny widok, łańcuch poprzerastany skórą.
- Moja Pani nigdy nie pozwoliłaby na coś takiego-  zaczęła snuć opowieść
- jestem z nią odkąd skończyłam trzy miesiące, zabrała mnie z miejsca, które pamiętam jak przez mgłę. Było tam dużo psów różnych ras. Walczyliśmy
o jedzenie, spaliśmy w ciemnych, zimnych i brudnych boksach. Było ciasno
i zimno. Od mojej mamy zabrano mnie bardzo wcześnie, tęskniłam za jej ciepłem i opieką. Nie byłam tam jedynym szczeniakiem, jakoś sobie radziliśmy bez rodziców czekając, co się dalej wydarzy. Pewnego dnia ona się zjawiła, żeby zabrać któreś z nas. Biegłam do niej co sił, aby nikt inny mnie nie wyprzedził.
Wygrałam…………
Początki jednak były trudne. Już u niej w domu długo myślałam, ze przyjdą po mnie dawni właściciele i szczekałam zajadle na wszystkich, którzy przekroczyli próg mojego i jej domu. Jedzenie wyrywałam z rąk, bo nie potrafiłam się doczekać aż postawią je na podłodze. Długo trwało zanim nabrałam dobrych manier. Teraz wiem, że moja Pani kocha mnie najbardziej na świecie. Ona nawet zbiera po mnie to, co zrobię na trawie. Uważa, że inni ludzie będą się złościć na mnie, jeśli przypadkiem w to wdepną. Mogę spać razem z Panią w jej łóżku, mimo, że mam własne. Zawsze dostanę coś od niej z talerza, mimo, że zjadam pełną miskę smakołyków. Chodzi ze mną do lekarza, żebym nie chorowała, choć akurat tą czynność mogłaby pominąć. Czuję się zdrowo, a wizyta w tym miejscu zawsze kosztuje mnie utratę części sierści. Podobno wypada ze mnie, kiedy się mocno denerwuję. Pani jednak twierdzi, że to konieczne. Ale i tak jestem szczęśliwa, zaprzyjaźniłam się nawet z jej kotem…..
Zwierzęta pochłonięte rozmową nie zwracały uwagi na człowieka. Pani obserwowała ze łzami w oczach następujący obrazek:
Jej ukochana Paris zbliżyła się powoli do małej, czarnej, brudnej
i wylęknionej suczki. Poszczekiwała do niej przyjaźnie, co mocno zaskoczyło Panią. Paris raczej nerwowo reagowała na obce psy, tą sunię traktowała
z nieznaną jej dotąd delikatnością. Czarnulka podchodziła coraz bliżej Paris, Aż w końcu wtuliła się w nią i delikatnie popiskiwała. Kiedy obie spojrzały
w kierunku Pani, ta już wiedziała, że właśnie stała się posiadaczką kolejnego zwierzaka.
Najpierw czekała je wizyta u weterynarza. Pchły i wycieńczenie nie stanowiły wielkiego zagrożenia. Najszybciej jak to możliwe należało usunąć wrośnięty
w szyje łańcuch….
Drugiego tak wdzięcznego stworzenia nie było chyba na świecie. Spokojna, grzeczna, cierpliwie czekająca na pieszczoty. Nigdy się nie narzucała, jakby
w obawie, że najmniejsze złe zachowanie doprowadzi do tego, że zostanie wyrzucona. Wiki, bo takie dostała imię, sypiała coraz spokojniej. Rzadko wracały do niej koszmary, w których widziała ludzi przeganiających zwierzęta kijami. Najgorsze były nawracające wspomnienia zjadających się nawzajem psów. Wspomnienia ze schroniska były równie tragiczne jak te
z gospodarstwa wiejskiego, na którym spędziła pierwszy rok swojego życia. To właśnie tam założono jej łańcuch i przywiązano do stodoły. Dzięki małej dziurze w desce mogła wchodzić do środka i schronić się przed deszczem, czy upałem. Jak pamiętano o niej dostała czasem jedzenie. Natomiast woda pojawiała się w misce tylko po deszczu. Nawet nikt nie zauważył, kiedy łańcuch przerdzewiał i mogła sobie pójść. Tułała się długo po wsiach. Każdy ja przeganiał, czasem mogła znaleźć trochę jedzenia, albo ktoś rzucił jej kość. W końcu przyjechali dziwni ludzie szarym, dużym autem i zabrali ją ze sobą. Tak dotarła do schroniska dla zwierząt. Rozpoczęła się dla niej walka
o wszystko; chwilę snu, miejsce spokojne i w cieniu, odrobinę wody i trochę jedzenia. Patrzyła na walczące psy i na kobietę, która spracowana starała się ogarnąć to miejsce, ale nie miała ani siły, ani pieniędzy. Znów nikt nie zauważył jak wykorzystała wietrzną noc, podczas której wiatr otworzył niedomkniętą bramę. Poszła sobie i tak wycieńczona, po wielu dniach wędrówki trafiła na łąkę, na której odnalazła swoje szczęście. Nie wszystkim się udaje. Wiki się udało. Jest jej ciepło jest syta, bawi się z radością
z wielkim rudym kotem i czarną Paris. Wszyscy w trójkę kochają swoją Panią z wzajemnością. Jeszcze nie ma tyle odwagi, żeby wskoczyć do łóżka
i wypełnić pustą przestrzeń między Panią i Paris. Leży w progu pokoju
i patrzy z wielka ochotą na posłanie. Może jutro się zdecyduje na ten krok,
a co jeśli im się to nie spodoba i mnie wyrzucą?
Takie dylematy jeszcze długo będą się kłębiły w tej małej czarnej główce. Dopóki nie wyśni jej się ostatni koszmar. Jeśli w ogóle kiedyś to nastąpi.

Z pozdrowieniami i współczuciem dla wszystkich niechcianych istot oraz wyrazy szacunku dla tych, którzy nie boja się wpuścić takie stworzenia pod swój dach.
nescaler